„Nie ma pola do kompromisu w przypadku łączenia budżetu z tzw. praworządnością”

„Polska zadeklarowała, że zapisy w tej postaci są nie do przyjęcia. Mówią to Polacy, Węgrzy i zapowiadają weto, więc albo będzie zapis wiernie tłumaczący postanowienia lipcowego szczytu, albo nie będzie budżetu i będzie prowizorium” – mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl Jacek Saryusz-Wolski, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, o negocjacjach ws. unijnego budżetu i mechanizmie tzw. praworządności.

wPolityce.pl: W trakcie trudnych negocjacji budżetowych odbył się szczyt Trójkąta Weimarskiego. Poruszono na nim m.in. kwestię mechanizmu praworządności. Jak ocenia pan szansę na porozumienie w tej sprawie?

Jacek Saryusz-Wolski: Nie mam żadnych sygnałów, żeby w tej materii druga strona chciała kompromisu – mam na myśli Brukselę, Paryż i Berlin. W procedowaniu jest dokument, który jest dla Polski nie do przyjęcia.

Podczas tego szczytu Heiko Maas powiedział, że niemiecka prezydencja będzie pośredniczyć między różnymi stanowiskami i że konieczne jest znalezienie rozwiązania.

W ustach Heiko Maasa oznacza to, że na ich warunkach. Bardzo dobrze, że te rozmowy w ramach Trójkąta Weimarskiego się toczą i że wszystkie strony mogą otwarcie i szczerze powiedzieć jakie jest ich stanowisko, nie owijając w bawełnę. Natomiast proces został uruchomiony, druga strona nie mówi, że się ze swojego stanowiska wycofa, a sytuacja jest zerojedynkowa – albo wycofają się z łączenia budżetu z praworządnością, albo nie. Tu nie ma żadnego rozwiązania pośredniego. Na lipcowym szczycie ustalono powiązanie budżetu z zapobieganiem korupcji i defraudacjom.

Czy jest szansa na powrót do tego stanowiska?

Albo będzie powrót, albo nie będzie budżetu. Niemcy uważają, że kompromisem jest to, co oni zaproponowali. A to, co zaproponowali tak naprawdę zarzecza temu, co mówią. Ambasador Clauss – stały przedstawicie Niemiec przy Unii Europejskiej, reprezentujący prezydencję i negocjujący w ich imieniu – z jednej strony napisał, że ten mechanizm nie może być mechanizmem sankcjonowania krajów za naruszenia rządów prawa, a z drugiej strony w mechanizmie, który proponują ten związek jest, tylko ukryty. Mówi się tam o „sufficiently direct influence”, czyli jeżeli ktoś uzna – z pełną dowolnością – że jest wystarczająco bezpośredni związek między generalnymi naruszeniami zasad rządów prawa, a budżetem – co jest totalnie dowolnym polem do politycznego określenia – to wtedy można zawiesić wypłacenie środków. Krótko mówiąc – to jest to samo, co dotychczas, tylko w przebraniu, a jednocześnie twierdzą, że tak nie jest. Z jednej strony twierdzą, że to nie jest i nie może być mechanizm finansowych sankcji dla krajów członkowskich, które nie respektują rządów prawa, ponieważ art. 7 został ustanowiony dla przypadków generalnego nierespektowania rządów prawa i nie może być obchodzony ani zastępowany innym środkami. Gdyby chcieć zastąpić art. 7, to jest to nielegalne, przeczy traktatowi. To samo twierdzą Polacy i Węgrzy. Z drugiej strony, jednym tchem mówi się, że mogą być sankcje, jeśli ogólne naruszenia prawa bezpośrednio wpływają na zdrowe finansowe zarządzanie budżetem. Tu nie ma pola do kompromisu – tu jest albo-albo. Lipcowy szczyt zgodził się w art. 23 na to, żeby był mechanizm obrony budżetu przed korupcją i defraudacjami, a nie żeby był mechanizm ochrony praworządności. To, co w tej chwili chce zrobić i prezydencja niemiecka, i większość, która przegłosowała tę nową wersję rozporządzenia z 2018 roku, i czego chce większość w Parlamencie Europejskim, to jest powiązanie budżetu z rządami prawa, czyli coś na co nie było zgody na lipcowym szczycie. Tu jest sprzeczność i żadne słowa, które będą próbowały to inaczej ubrać, tego nie zmienią. W tym rozporządzeniu słowa: „general deficions of the rule of law”, czyli „ogólne braki w rządach prawa”, zastąpili: „naruszeniami zasad rządów prawa”. To gra słów, próba oszukania. Parlamentowi Europejskiemu, który chce mechanizmu powiązania budżetu z rządami prawa, mówią że to jest taki mechanizm, a tym, którzy domagają się literalnego przestrzegania ustaleń szczytu mówią, że nie.

Brzmi to dość niepoważnie.

Niepoważnie to mało powiedziane. Polska zadeklarowała, że zapisy w tej postaci są nie do przyjęcia. Mówią to Polacy, Węgrzy i zapowiadają weto, więc albo będzie zapis wiernie tłumaczący postanowienia lipcowego szczytu, albo nie będzie budżetu i będzie prowizorium.

Nie widać pola do kompromisu.

Budżet jest w impasie z dwóch powodów. Po pierwsze, Parlament Europejski – jedna z dwóch władz budżetowych, bo Komisja tylko proponuje – chce budżetu większego o 39 mld euro. To jest 2 proc. z 1 800 mld, czyli wieloletni budżet – 1 100 mld plus 750 mld korona fundusz. I tutaj jest możliwość kompromisu, bo można więcej, można mniej, ale gdzieś się spotkać. Natomiast nie ma pola do kompromisu w przypadku łączenia budżetu z tzw. praworządnością, czyli z dowolną, ideologiczną interpretacją tego, czym jest praworządność – wbrew traktatowi, wbrew art. 7 i wbrew temu, że nigdzie w traktacie nie jest określone czym jest praworządność. A według raportu Parlamentu Aguilara i według raportu Komisji jest nim wszystko: i korupcja, i mniejszości, i sądownictwo, można tam włożyć wszystko, co bliskie sercu lewicy i liberałom europejskim.

A co w przypadku prowizorium?

Prowizorium jest to mechaniczne przeniesienie pułapu środków z roku minionego, jest przewidziane w traktacie. Miniona siedmiolatka jest korzystniejsza dla Polski niż nadchodząca, więc w sumie Polska na tym nie traci, jeśli wręcz nie korzysta. Nowa siedmiolatka, według propozycji Komisji, tnie dla nas i dla Europy Środkowo-Wschodniej zarówno fundusz spójności, jak i fundusze rolne. Dla Polski to nie jest tragedia. To jest dramat dla krajów Południa – Portugalii, Hiszpanii, Włoch i Grecji – które na dzisiaj wygląda na to, że zostały najbardziej dotknięte koronawirusem, chociaż być może druga fala pandemii tę mapę zmieni. Jeśli posłuchać np. prezydenta Portugalii to on mówi: odrzućcie tę klauzulę praworządności i przegłosujmy to, co ważne, czyli korona budżet. Moim zdaniem takie stanowisko będą coraz częściej zajmowali pozostali południowcy.

Takie stanowisko będą pewnie zabierały rządy tych państw, pytanie czy uda się przekonać europarlamentarzystów.

Z tymi rządami na poprzednim szczycie pan premier Morawiecki rozmawiał. Jest próba budowy koalicji wschodniej flanki z Południem przeciwko Północy, która częściowo w ogóle nie chce korona funduszu. Bogata Północ może się ucieszyć, Europa Środkowo-Wschodnia może skorzystać, a Południe zawyje z bólu. W tym momencie karty są po naszej stronie. Kolejny szczyt będzie w listopadzie. Teraz tematyką był głównie klimat i brexit, ale oczywiście był „słoń w pokoju”, który nie miał być tematem, a był. Proszę odnotować, że przewodniczący Parlamentu Europejskiego otwierając szczyt mówił o pilności rozstrzygnięcia budżetowego, o tym, że PE ma rację jeśli chodzi o te 39 mld, ale ani słowem nie wspomniał o praworządności. W listopadzie będzie kolejny szczyt i być może szczyt ostatniej szansy w grudniu. Uważam, że sytuacja jest zerojedynkowa – albo będą mieli budżet odstępując od powiązania go z praworządnością, a wprowadzając to na co była zgoda, czyli ochronę budżetu przed defraudacją i korupcją, albo nie będzie budżetu, będzie prowizorium i parafrazując: „Polska się wyżywi”.

Rozmawiał Krzysztof Bałękowski

Źródło: WPolityce.pl

Kontakt ze mną