Ambasador Węgier w Paryżu o trójpodziale władzy

19 lipca dziennik Le Monde poświecił artykuł „Od redakcji” Polsce. Oczywiście nie jestem zorientowany w kwestiach dotyczących tego kraju na tyle, by móc się wypowiadać w tym temacie, jednakże nie mogę nie odczuwać skrępowania wywołanego rozumowaniem, przedstawionym przez autora, jak zwykle zresztą, na temat organizacji władz w ustroju demokratycznym.

Monteskiusz jest ojcem zasady trójpodziału władzy. W jego czasach, kiedy monarcha prawa boskiego całkowicie uosabiał władzę, jej podział na wykonawczą, legislacyjną i sądową był faktycznie ideą rewolucyjną, która nie tylko nie postarzała się z biegiem lat, ale stała podstawą demokratycznej organizacji naszych społeczeństw. Ewidentnym wydaje się fakt, że trójpodział władzy jest rozumiany w sensie instytucjonalnym.

Monteskiusz nigdy nie pragnął, aby poszczególne władze spierały się, ani by ich „podział” stał się faktem. Gdyby tak było, to szczytem „trójpodziału” władzy, byłoba ich idealna kohabitacja, co samo w sobie jest absurdem.

Wydaje się jednak, że to właśnie sugeruje redaktor Le Monde atakując kraje – dziś akurat jest to Polska, jutro być może Węgry, Francja lub jeszcze inne, w których te różne władze są reprezentowane przez jedną i tę samą frakcję polityczną, oraz, że w tym właśnie widzi poważne zagrożenie. Tymczasem nie ma w tym ani nic dziwnego, ani nienormalnego. Jeśli akceptujemy władzę sądowniczą, której reprezentanci z reguły nie są wybrani w wyborach powszechnych, to władze wykonawcza i ustawodawcza, wywodzące się z wyborów bezpośrednich lub pośrednich są najczęściej w politycznej symbiozie. Sprawdza się to zwłaszcza w przypadku Francji, gdzie system konstytucyjny, którego działanie możemy obserwować od kilku ostatnich miesięcy, wręcz wyraźnie tego wymaga. Czy taki system byłby więc „niezgodny z członkostwem w Unii Europejskiej”? Dobre sobie!

Demokratyczna organizacja trójpodziału władzy jest niczym innym jak tylko legitymizacją władzy większości na dany okres, w perspektywie przyszłej zmiany. W związku z czym, każda decyzja aktualnej większości jest słuszna i prawowita, włącznie, oczywiście, z powoływaniem przedstawicieli władzy sądowniczej. Nie będąc wybrani w wyborach, ktoś musi ich przecież mianować. Trzeba również powołać urzędników wysokiej rangi i najważniejszych organów państwa. Czy to się autorowi podoba czy nie, demokratycznie wybrany rząd ma prawo mianować tych, „którzy mu się podobają”. Absurdem byłaby właśnie sytuacja odwrotna. Opozycja poczeka, a następnie, gdy stanie się większością zachowa się tak samo. To jest właśnie demokracja. Czy trójpodział władzy jest zagrożony ? Oczywiście, że nie. Trzy władze są dalej rozdzielone, nawet jeśli pozostają politycznie zgodne. To nie jest jakakolwiek nieprawidłowość. Systemy kontrolne władzy nie przestają istnieć tylko dlatego, że nie są w rękach opozycji. Nie wmawiajmy Monteskiuszowi tego, czego nie chciał nigdy powiedzieć. Bądźmy szczerzy, zaniepokojenie redaktora Le Monde jest czysto polityczne, do czego zresztą ma prawo. Nie należy jednak chować politycznych przekonań pod przykrywką instytucjonalnego oburzenia. Nikt nie uwierzy w to, że najlepsza demokracja to ta, w której rządzi opozycja.
 
La Fontaine dobrze to podsumował jeszcze przed Monteskiuszem: kto chce uderzyć psa, zawsze znajdzie kij.
 
Źródło: Le Monde, 19 lipca 2017 roku

Kontakt ze mną